Podróż po krainie kościołów z czerwonych cegieł, ginących zawodów i gwary morawskiej. Pejzaż formował tu lodowiec, nie oszczędziły też regionu wojenne zawieruchy. W maleńkich Krzanowicach na Ziemi Raciborskiej powstał nietypowy kabaret, w którym młodzież opowiada o historii regionu w ginącym języku morawskim. Mówienia po morawsku uczą się od swoich babć, czyli Krzanowickich Om.
„Po wojnie to nie wolno było mówić po niemiecku. A my tylko tak potrafiliśmy, więc dostawaliśmy po buzi” – mówi Anna Hajduczek z Krzanowic. „A potem było to morawskie, bo to dziadkowie albo rodzice po morawsku mówili i dopiero później, w szkole po polsku. Ale długo zostało tu to morawskie i dlatego nasze pokolenie utrwaliło to, co dla tej młodszej generacji jest niespotykane”.
Tereny po czeskiej stronie granicy to Hluczinsko, albo – jak mówią mieszkańcy - Prajsko. Do czasu powstania Czechosłowacji, obszar ten należał do Prus, później do Niemiec, czego liczne ślady widoczne są do dziś. Neogotyk uznawano wówczas za styl wręcz idealny dla obiektów sakralnych. Dlatego na całym polsko-czeskim pograniczu nie ma aż tylu monumentalnych neogotyckich kościołów, co tutaj.
Ten, pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela, od początku XX wieku górujący nad Sudicami, jest pomniejszoną kopią słynnej gotyckiej katedry w Kolonii.
Takich kościołów z dwukrotnie wypalanej cegły jest w regionie bardzo wiele i stanowią jeden z jego symboli.
Z wieży zabytkowego kościoła św. Jana Chrzciciela w Sudicach rozciąga się przepiękny widok na cały region. Widać również polską wieś Borucin, gdzie Kornelia Lach założyła wiejską izbę pamięci, dokumentującą przeszłość tych ziem.
„Když se zpráva o vybudování muzea mezi lidmi rozšířila začanali nám ze svých domovů přínášet spoutu skvostných exponátů,” říká Kornelia Lach. „Díky tomu tady mám jizbu, jídelnu, kuchyň i komoru v ta kové podobě, jak vypadaly v dobách našich předků.”
„Kiedy wieść o powstaniu tej izby rozniosła się w powiecie raciborskim, to ludzie bardzo chętnie ją odwiedzali i wówczas jeszcze przynosili ze swoich domów różne rzeczy” – mówi Kornelia Lach. „Przystosowaliśmy tutejsze pomieszczenie dzieląc je na poszczególne ekspozycje, w których zaprezentować można: pokój gościnny, jadalnię, kuchnię i tak zwaną komorę”.
Klimat lat 30. ubiegłego wieku można poczuć także w gospodzie Artura Komárka Rohovie. Właściciel odziedziczonej po dziadkach gospody, przy okazji remontu lokalu postanowił dodać także coś od siebie. Tą nowością był mały browar, warzący piwo według tradycyjnej metody. Problem polegał jednak na tym, że w Rohovie nigdy wcześniej nie warzono piwa. Trzeba było więc nauczyć się tej sztuki od podstaw, korzystając z pomocy doświadczonych piwowarów.
„Staram się warzyć własne, prawdziwe piwo” – mówi Artur Komárek nalewając złoty trunek o nazwie Rohan do kufla. „Przyjeżdżają tutaj zarówno Czesi, jak i Polacy”.
Artur Komárek warzy piwo według pradawnej receptury w nowym browarze. Browar w niedalekim Raciborzu zaś jest jednym z najstarszych, a trwają ustalenia, czy w ogóle nie najstarszym na ziemiach polskich. Piwo warzono tu już w 1239 roku. Stosowane do dziś receptury wywodzą się z tych, które w XIX wieku opracował słynny czeski piwowar Kaufmann.
„Piwo produkowane jest według starych, klasycznych metod, w otwartych kadziach, co w tej chwili w Polsce jest ewenementem. W niewielu polskich browarach w taki sposób produkuje się piwo. W nowoczesnych browarach piwo można otrzymać w ciągu dwóch tygodni. Czas powstawania piwa w naszym browarze to minimum sześć tygodni, a niektóre gatunki produkowane są nawet osiem, dziesięć tygodni” – wyjaśnia Mariusz Dudek.
Pomniki takie jak ten w Nowej Wiosce były dla mieszkańców pamiątką po poległych podczas I wojny światowej krewnych, sąsiadach czy przyjaciołach z dzieciństwa. Po 45. roku potraktowano te pamiątki dość bezceremonialnie, uznając umieszczaną na nich symbolikę za gloryfikację niemieckiego militaryzmu.
Rolnik Zygfryd Liszka wspomina, jak otrzymał, że przy pomocy traktoru ma pomnik wyburzyć. Nikt inny w ówczesnych czasów nie miał wtedy takiej maszyny, więc musiał rozkaz wykonać.
„To był rozkaz urzędu gminy. Urząd gminy dał nakaz, przewróciliśmy to i zawiozłem do domu” – opowiada Zygfryd Liszka . Dziś znów stoi tutaj pomnik. Upamiętnia mieszkańców, którzy polegli podczas II wojny światowej. „A potem ludzie zaczęli się burzyć, że trzeba by tu coś zrobić. I tak się stało. Ludzie to odbudowali i dbają o to. Tak, że to jest w porządku”.
Zabudowania zamku w Tworkowie robią wrażenie już z daleka. Niestety im bliżej, tym bardziej widać, że to już tylko pozostałość z renesansowej, wspaniałej ongiś budowli. Zamek miał swoją Białą Damę, której pojawienie się zwiastowało nieszczęścia. Ostatni raz widziano ją w wigilię 1930 r. I rzeczywiście - niedługo potem zamek doszczętnie spłonął. Kolejne zniszczenia, w 45. roku, dopełniły losu budowli.Więcej >>
Czerwone kościoły przedstawiliśmy jako symbol regionu, zaś pozostałością po burzliwych dziejach tego terenu uznać można inne budowle. Tym razem jednak są betonowe i stoją tylko po czeskiej stronie granicy. Wzniesione w latach 1935-38 czechosłowackie fortyfikacje miały stanowić zabezpieczenie przeciw hitlerowskim Niemcom. Więcej >>